Poczekalnia
Poczekalnia w prywatnej przychodni. Dwaj panowie w rodzaju piękni młodzi zajebiści i z wielkich ośrodków. Czekają grzecznie, garniturki im się mną tylko troszkę, rozmawiają o sprawach wielkiej wagi średniego szczebla zarządzania w globalnym biznesie. Wtem:
– A Ty wiesz, że ten Arek ze sprzedaży wyleciał dyscyplinarnie?
– No co Ty mówisz! A co to się stało?
– A, no wiesz, takie tam… Niby molestowanie, a po prostu czasem koleżankę z działu gdzieś tam szczypnął czy w tyłek klepnął. Jedna z drugą się wkurzyły, poszły na skargę i po gościu.
– Co Ty gadasz, bez jaj… No mogły się wkurzyć, ale wiadomo, że on to sobie lubił tak pożartować, nic złego przecież…
Niby molestowanie.
Lubił sobie pożartować.
Nic złego przecież.
2017
Stół
Konferencja. Jeden bardzo poważny pan po prawej i jeden bardzo poważny pan po lewej. Tematy również poważne. Jest zawodowo, merytorycznie. Wtem pan po lewej – z poważnym tytułem naukowym i dłońmi, o których od razu wiadomo, że nigdy nie trzymały łopaty, a pióro lub książkę często – rozpoczyna dyskusję:
– Gdyby ten stół miał takie nogi jak Pani, to leżałbym pod nim całą noc.
Pan po prawej uśmiecha się dobrotliwie. Jaki piękny komplement.
Policzek
To był początek roku akademickiego. Środek tygodnia. Może kilka minut po 22. Wracałam od koleżanek. Plac Inwalidów od ul. Retoryka dzieli tylko 1600 m, 20 minut piechotą. Wcześniej wypiłam jeden kieliszek czerwonego wina (nie pamiętam, czy słodkie czy wytrawne, ale na pewno nie droższe niż 20 zł). Byłam ubrana w fioletową sukienkę przed kolano i czarny płaszczyk tej samej długości. Nie zapięłam go, bo było ciepło, a wokół szyi miałam jeszcze chustę. Buty płaskie, bo szpilki zakładam rzadko i na pewno nie na spacery po krakowskich chodnikach. Włosy rozpuszczone, bo w takich się najlepiej czuję. Z makijażu tylko tusz do rzęs.
Do wejścia do mieszkania dzieliło mnie 280 metrów, kiedy poczułam jak coś kładzie mi rękę na ustach, przyciska do siebie i ciągnie w ciemną bramę. Nie potrafię się ruszyć i wydobyć z siebie głosu, kiedy słyszę ochrypły szept, którego wolałabym nie pamiętać. Wiem, że to mężczyzna, dużo większy i silniejszy ode mnie. Nagle słyszę krzyk i błysk światła gdzieś nad głową. Upadam, biegnę, jestem w mieszkaniu. Nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Gdyby nie obdarty policzek, pewnie nigdy bym nie uwierzyła.
Od tamtej pory nigdy nie wracam po zmroku sama. A jeśli już mi się zdarzy, to zawsze mam w ręce klucze lub gaz pieprzowy. Wiem, że nie będę umiała ich użyć. Ale mam.
***
Częściej i z większą radością podróżowałabym sama.
Nie przechodziłabym na drugą stronę ulicy, kiedy widzę zbliżającego się mężczyznę, jest ciemno, a w okolicy nie ma nikogo więcej.
Mniej bałabym się sama spać w namiocie w środku lasu.
Nie musiałabym do nikogo dzwonić, że już wróciłam i wszystko ok, kiedy zdarza mi się jakiś nocny powrót.
Bardzo dużo zaoszczędziłabym na taksówkach.
W sytuacjach zawodowych nie musiałabym nieustannie łatać granic i zastanawiać, czy przypadkiem nie jestem przewrażliwiona.
W sytuacjach prywatnych i towarzyskich nie usłyszałabym, że brakuje mi dystansu.
Chętniej chodziłabym na imprezy w klubach i koncerty, bez obawy, że zostanę „zmacana”, stojąc w kolejce do baru lub próbując przejść w tłumie na parkiet.
Przekraczanie czyjejś intymności/cielesności/seksualności przybiera naprawdę różne formy i skalę. Ale każde – bez wyjątku – jest nieprzyjemne i zostawia po sobie zwykle coś więcej niż uczucie obrzydzenia.
Jeśli masz ochotę napisać mi, że nie mam dystansu, to masz rację. Nie mam dystansu do czegoś, co obiektywnie pogarsza naszą rzeczywistość, psuje relacje i jest zwyczajnie złe. I nigdy go mieć nie będę.
Kontekst ma znaczenie. Lubię ludzi z poczuciem humoru, również te dwuznaczne żarty. Tak samo zdarza mi się flirtować. I podobnie – jak przypuszczam większość dorosłych ludzi – potrafię rozróżnić sytuacje, w których nawiązania seksualne są (nomen omen) pożądane/przyjemne/zabawne od tych, w których nie powinno być na nie miejsca. To tak samo jak każdy z nas rozróżnia randkę i imieniny babci. Dlatego „to już za chwilę nie będzie można nic powiedzieć” jest tak nieskończenie głupim argumentem.
Bądźmy uważniejsi. Reagujmy. Możemy komuś dużo uratować.